Jestem graczem w sumie już bardzo długo, ale mimo tego istnieje bardzo wiele legendarnych wręcz klasyków, których nie przeszedłem, albo nawet nie miałem z nimi do czynienia. Dzisiejszy wpis jest właśnie o takiej legendarnej grze, w którą grałem, ale dopiero teraz zdołałem ją w całości przejść. Jest to też jakby zaczątek takiego jakby maratonu w ramach którego zamierzam pograć w gry firmy BioWare.
PS: Jest to recenzja klasycznej wersji gry, a nie odświeżonego wydania Enchanted Edition z 2013 roku. O nim napiszę być może innym razem. Nie używałem także żadnych fanowskich modyfikacji.
Baldur’s Gate (pl. Wrota Baldura), bo o nim mowa, został wyprodukowany w 1998 roku przez kanadyjską firmę BioWare, a wydany przez Interplay. Chociaż była to dopiero druga gra Kanadyjczyków (wcześniej stworzyli tylko symulator mechów Shattered Stell od którego chciałem zacząć maraton przez gry firmy, ale jeszcze go nie zakupiłem), ich produkcja z miejsca została okrzyknięta arcydziełem RPG i rozpoczęła trwającą do dziś karierę BioWare jako mistrzów gier fabularnych. Już okładka gry z symbolem złowrogiej czaszki zapowiada grubą przygodę dla miłośnika fantastyki. Gra jest ponadto adaptacją popularnego papierowego systemu RPG, Dungeons & Dragons (w tekście będę używał skrótu DnD).
Baldur’s Gate to rasowy, klasyczny RPG, więc rozgrywkę zaczynamy od stworzenia od podstaw naszego głównego bohatera. Wybieramy płeć, rasę (sama klasyka: ludzie, elfy, półelfy, krasnoludy, nizołki i gnomy), klasę (również klasycznie np. wojownik, mag, złodziej, czy kapłan). W stylu papierowego odpowiednika losujemy jeszcze statystykę i wybieramy archetyp charakteru naszego bohatera. Jest to o tyle ważne, że nie można ich potem zmienić, a taki wojownik bez siły to żart, a nie wojownik.
Baldur’s Gate rozgrywa się w świecie Zapomnianych Królestw (ang. Forgotten Realms – Jest to jeden z tzw. settingów stworzonych na potrzeby DnD) na Wybrzeżu Mieczy. Stworzony przez gracza bohater jest sierotą, wychowywanym w izolacji od świata zewnętrznego przez mędrca Goriona w twierdzy Candlekeep należącej do pielęgnujących wiedzę mnichów. Pewnego dnia przybrany ojciec ogłasza wychowankowi, że muszą natychmiast wyjechać z twierdzy, a na potwierdzenie jego słów pojawiają się płatni zabójcy dybiący na życie bohatera. Ucieczka wcale jednak nie poprawia sytuacji. W zasadzce Gorion ginie z ręki złowrogiego jegomościa w czarnej zbroi, a bohater zostaje sam na sam z zadaniem rozwikłania problemów trapiących okolice tytułowego miasta, Wrót Baldura oraz z tajemniczymi snami. Podzielona na rozdziały fabuła, choć ciekawa i nie pozbawiona zwrotów akcji, nie przykuwa do siebie gracza swoimi ramami. W zasadzie od prawie samego początku można zwiedzać dowoli spory teren i godzinami zajmować się eksploracją oraz zadaniami pobocznymi. Wprawdzie co jakiś czas o głównym wątku przypominają kolejni atakujący zabójcy, czy wspomniane sny, ale nikt gracza nie zmusza do powrotu do badania czemu tak świat gry chce jego bohatera zabić.
Grę obsługujemy w zasadzie myszką. Poczciwym gryzoniem klikamy w stylowym menu, wybieramy postaci, czy wydajemy im polecenia. Generalnie nie ma tu zapierającej dech w piersiach akcji, a powolna, taktyczna rozrywka. Baldur’s Gate jest ponoć jedną z najlepszych adaptacji systemu DnD w jego ówczesnej wersji. Sam zbyt wiele z oryginałem nie miałem wspólnego, ale liznąłem na tyle, by wiedzieć, ile mechanizmów przeniesiono w środowisko komputera. Gra w moim wyobrażeniu bardzo imituje sesję RPG, gdzie chodzimy, walczymy i przeżywamy przypadkowe przygody. Podczas tych przygód gromadzimy wszelakie dobra, od pancerzy i broni przez magiczne przydasie po miksturkach użyteczności wszelakiej skończywszy. Za zadania oraz pokonywanie wrogów zbieramy punkty doświadczenia, która pozwalają awansować na kolejne poziomy i wzmacniać postacie. Poza naszym bohaterem, bowiem werbujemy sobie z żyjących w świecie gry postaci dodatkowych pięciu członków drużyny. Kandydatów jest sporo, każdy inny od pozostałych i warto uważać kogo bierzemy na kompana. Nie chodzi tu tylko o kompozycję klas, ale także charaktery. Dobre postaci i złe, nie będą za sobą przepadały, a nasze decyzję mogą doprowadzić do ich odejścia lub nawet buntu. Walka jest w czasie rzeczywistym, ale z aktywną pauzą, co pozwala planować starcia, co jest bardzo ważne. Czuć tu powiew gier z zeszłego wieku, więc Baldur’s Gate nie należy do łatwych zabaw. Źle rozegrane starcie może skończyć się rzezią całej drużyny. Nasz główny bohater zginąć nie może, bo to kończy grę, ale nasi towarzysze już tak. Martwych można wskrzesić w świątyni, o ile ich ciało nie zostało zniszczone. Wtedy tracimy ich bezpowrotnie. Generalnie podczas gry bardzo dużo zapisywałem grę, a potem wczytywałem. To w zasadzie mus, jeśli nie poznało się mechanik od podszewki.
Gra hula na legendarnym, acz sędziwym silniku Inifnity Engine stworzonym przez Bioware do robienia RPGów. Graficznie, pomijając niską na dzisiejsze czasy rozdzielczość, wciąż moim zdaniem potrafi zachwycać. Wszystkie lokacje w grze są bowiem zbudowane z ręcznie wykonanych, niesamowicie szczegółowych i wręcz krzyczących fantastyką teł. Budynki i świątynie wyglądają wspaniale, gorzej lasy, czy inne jaskinie. Poza tym zmieniają się pory dnia oraz w ograniczonym stopniu pogoda. Postaci są poskładane z prerenderowanych modeli i bardziej się postarzały. Ograniczone animacje, mała różnorodność wyglądu NPCów, dziwna dla mnie garbata postawa humanoidów. Spotkamy tutaj też wiele rodzajów stworów od wilków i wielkich pająków po ogry i nieumarłych. To jednak zaledwie mały wycinek bestiariusza DnD, a ponadto nie powalczymy z żadną wielką, godną zapamiętania bestią pokroju smoków. Przygrywająca podczas rozrywki muzyka jest świetna i doskonale podkreśla nastrój obcowania z epickim fantasy. Gra posiada także prerenderowane filmiki, które co jakiś czas pozwalają nam spojrzeć na zwiedzane lokacje z innej perspektywy. Jest jeszcze niezapomniana polska wersja stworzona przez CDProjekt. Gra jest jedną z pierwszych w pełni oficjalnie spolszczonych. Dubbing jest równie legendarny w naszym kraju co sama gra. Mamy tu np. znakomitego Fronczewskiego jako narratora.
Wady? Przede wszystkim SI postaci. Nasi towarzysze potrafią zachowywać się iście kretyńsko, szczególnie w kwestii znajdowania drogi. Ileż razy mnie zirytowało, gdy postać postanowiła iść gdzieś naokoło, albo nie potrafiła obejść kompana, chociaż było dość miejsca, albo stanęła jak wryta w miejscu i musiałem ponownie wydać poleceniem. Poza tym błędy. Na szczęście nic nie zepsuło mi zapisu w sposób uniemożliwiający przejście fabuły, ale miałem problemy z niektórymi zadaniami pobocznymi, których z jakiegoś powodu nie mogłem ukończyć. Gra nie widziała, że zrobiłem co było do zrobienia. Pojawił się też dom, który wykrzaczał grę do pulpitu, gdy próbowałem do niego wejść. Poza tym tak z czystych odczuć co do rozrywki to brakowało mi czegoś, co by jednak mnie bardziej pchało do wykonywania wątku głównego, żeby ten bardziej przypominał o sobie. Mimo wszystko to nie jest gra z otwartym światem, gdzie można się pobawić w życie w świecie fantasy.
Opowieści z Wybrzeża Mieczy
Baldur’s Gate dostał jeden oficjalny dodatek: Baldur’s Gate: Tales of the Sword Coast (pl. Opowieści z Wybrzeża Mieczy). Dodatek ten nie dodaje absolutnie nic do głównego wątku fabularnego, ani nie modyfikuje mechanik rozgrywki. Raczej w myśl dawnej dewizy tworzenia dodatków daje „więcej tego samego”. Są to więc nowe, trudniejsze lokacje i zadania oraz nowy, lepszy sprzęt do znalezienia. Zwiększono też maksymalny poziom postaci, by mogły sprostać groźniejszym wrogom. Nowe przygody są naprawdę zacne. Szczególnie wyprawa na zapomnianą wysepkę w poszukiwaniu pozostałości po założycielu tytułowego miasta.
Baldur’s Gate to niewątpliwie wciąż jasny klejnot komputerowych RPG i sztandarowy przykład dobrej adaptacji papierowego systemu. Gra ma już dwie dekady na karku, ale bardziej widoczne jest to w archaizmach interfejsu i słabym SI niż w grafice, która wciąż wygląda świetnie. Gra jest długa i wymaga sporo czasu na ukończenie, ale bez wątpienia to godziwa, wciągająca mimo swoich kilku wad przygoda w świecie fantasy. Osoby bojące się archaizmów zawsze mogą popróbować nieco uwspółcześnionej wersji Baldur’s Gate: Enchanted Edition.
Interesujące zestawienie 🙂 !
PolubieniePolubienie
Dziękuję za komentarz.
PolubieniePolubienie
zachęciłeś!
PolubieniePolubienie
Dziękuję za komentarz.
PolubieniePolubienie
Nie gram zbyt często, ale polecę ją bratu, który spędza na tego typu rozrywce znacznie więcej czasu ode mnie 🙂
PolubieniePolubienie
Ah! Jeden moich ulubionych klasyków przed którym spędziłem wiele godzin 😉 Nauka mogła poczekać ale Baldurs Gate nie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobrze, że na klasykę nigdy nie jest za późno, bo wiele mnie jej ominęło 🙂
PolubieniePolubienie
Gra w sam raz dla mnie – uwielbiam zanurzać się w fantastyczne światy i nie potrzebuję zbyt wielu fajerwerków.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Do spokojnego grania jest w sam raz, o ile wybaczy się nierozgarnięcie komputerowych kompanów 😉
PolubieniePolubienie
Fajne 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję za komentarz
PolubieniePolubienie
Gra jest świetna. Kolejna część jest jeszcze lepsza. Do obu części wracam co jakiś czas. Przeszedłem je już chyba ponad 6 razy. Nowym graczom polecam jednak wersję EE przystosowaną do większych rozdzielczości.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za komentarz.
PolubieniePolubienie
Fajna recka Baldura, ale ogrywanie tej gry w wersji true vanilla jest błędem. Patrząc z perspektywy czasu to granie w czystą wersję Baldura poleciłbym tylko dla purystów Baldurka. Ostatni raz grałem w Baldura wersję EE coś, w 2020 roku i tam żadnych poważniejszych bugów nie doświadczyłem oprócz jak zwykle zwalonego pathfindingu. Sama wersja EE jest sporo lepsza i jeśli kiedyś byś wracał do BG to tylko do wersji Beamdoga. Osobną rzeczą jest brak używania z twojej strony darmowych modów, które przy tak wiekowych produkcjach są podstawą.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Troszkę spóźniona odpowiedź, ale uciekło mi to z głowy. Bardzo dziękuję za komentarz, a co do wyboru oryginalnej wersji zamiast odświeżonej to był czysty kaprys w zasadzie. Czasem po prostu chcę zobaczyć daną grę w jej oryginalnej chwale (i archaiczności). Inny mój specyficzny zwyczaj to że nigdy za pierwszym razem z daną grę nie używam modów, a wtedy to był dla mnie pierwszy raz, gdy pierwszego Baldura przeszedłem w całości.
PolubieniePolubienie