Disneyowski maraton 2 – Pinokio

Po Królewnie Śnieżce całe trzy lata minęły nim Disney wydał swój drugi pełnometrażowy film animowany. Był nim oczywiście:

 Źródło: filmweb

I szczerze mówiąc nie jestem wielkim fanem ani tego Pinokia, ani postaci w ogóle. Broń boże nie twierdzę, że film, albo książka są złe. Po prostu nie odpowiadają do końca moim gustom. Lepiej przejdźmy do analizy.

Fabuła

To kolejna ekranizacja, tym razem klasycznej książki dla dzieci włoskiego pisarza z XIX wieku pod tym samym tytułem. Zarys wygląda tak: W pewnym mieście zabawkarz imieniem Geppetto wystruguje marionetkę wyglądającą jak chłopiec i nazywa ją Pinokio. Za sprawą magii pewnej wróżki i ku radości „ojca” lalka ożywa, ale nawiasem mówiąc nie jest najmilszym „dzieckiem” pod słońcem, więc nieustannie ładuje się w tarapaty, a wychodząc z kolejnych przygód uczy się co raz bardziej bycia grzecznym i na koniec zasługuje na to, by wróżka uczyniła go prawdziwym chłopcem. Książkę czytałem wieki temu jak sam byłem dzieckiem i choć nie pamiętam szczegółów, utkwiło w mojej pamięci, że to historia mroczna oraz brutalna jak na dzisiejsze standardy literatury dziecięcej, a sam Pinokio z początku jest wręcz okropny, a czasem nawet okrutny. To jest zaś ekranizacja Disneya. Kiedy baśń o Śnieżce była raczej wierna, tutaj dokonano olbrzymich ilości zmian wynikających z długości książki oraz jej charakteru. Wyszła więc historia mocno uproszczona oraz ugrzeczniona, wykorzystująca tylko część przygód książkowego Pinokia. Choć i tak zdarzają się sceny, które dziś by nie przeszły. Hej, mamy tu dzieci palące cygara oraz pijące piwo.

Filmowa fabuła ma jednak zdecydowanie więcej wątków od Śnieżki i w zasadzie po dłuższym momencie w pracowni Geppetta, akcja zaczyna płynąć bardzo wartko od jednej do drugiej przygody. Na ekranie przewija się zatem całkiem dużo różnych miejsc i postaci. Teoretycznie Pinokio powinien być więc bardziej wciągający, prawda? Muszę zaprzeczyć, szczerze mówiąc. Fakt, dzieje się dużo, ale jakimś sposobem lepiej oglądało mi się księżniczkę uczącą niesforne krasnoludki porządku niż koleje losu drewnianego chłopca i świerszcza. W dodatku, biorąc pod uwagę ile wycięto względem książki, czasami wydawało mi się, że niektóre wątki są zbyt krótkie i mijają szybciej niż zdążysz się nimi zainteresować. Chociażby stosunki Geppetta i Pinokia. Po wyjściu z domu chłopiec spotyka ojca ponownie dopiero pod koniec filmu, więc nie bardzo czuć między nimi rodzicielską więź. Końcówka też mi nie odpowiada. Pinokio wprawdzie ratuje ich w widowiskowo zanimowanej scenie, ale w sumie za bardzo nie widać po drodze jego przemiany z łobuza w grzecznego chłopca i nagroda spada na niego wręcz za nic, ale to tylko moje przemyślenia.

Postaci

Głównym bohaterem filmu o Pinokio musi być oczywiście drewniany chłopiec, ale jak już wspomniałem, nie jestem jego miłośnikiem. Postać jest mocno zmieniona względem oryginału, jednak nie będę ględził jaki nie jest, a jaki jest tutaj. Jest więc po prostu trochę niesfornym i naiwnym dzieckiem. Wydaje mi się, że zachowuje się wiarygodnie. Dzieci w końcu są zdolne do kłamstwa, bywają łatwowierne, lubią migać się od obowiązków oraz robić to czego opiekunowie im zabraniają. Nie wiem czemu Pinokio dostał bawarski strój,  poza tym choć zachowano pewne drewniane elementy od samego początku wygląda bardzo ludzko, oczywiście jak na styl kreskówki, a że większość postaci wykonano w tym stylu to można przymknąć na to oczy.

Drugorzędna obsada też mnie nie zainteresowała. Geppetto jest po prostu miłym, ale trochę samotnym starcem. Więcej trudno mi o nim cokolwiek powiedzieć, bo wygląda i zachowuje się po prostu ok. Posiada kota Figaro, który ma świetną animację oraz mimikę i złotą rybką Cleo lubiącą dawać całusy. Zwierzaki są całkiem fajne. Jest też Knot, czyli łobuzowaty chłopiec, którego Pinokio poznaje w drodze na Wyspę Radości i również wydaje się wiarygodny. To znaczy jestem skłonny uwierzyć, że mógłby spotkać takiego chłopca. Jego taka cwaniacka postawa w sumie daje mu trochę uroku. Najważniejszy jest jednak oczywiście Hipolit Świerszcz i szczerze nie przepadam za gościem. Nie przepadam za jego wyglądem, nie przepadam za jego charakterem. Ma wprawdzie fajną piosenkę, ale trochę irytowało mnie jego biadolenie oraz zaskakująco łatwe odpuszczanie w trudnych momentach jak na kogoś, kto przyjął obowiązek bycia sumieniem Pinokia. I to w zasadzie tyle.

W filmie nie ma jednego wiodącego, czarnego charakteru, ale widzimy kilku „łotrów” wyjętych z kart książki. Po pierwsze są Lis i Kot. Pomijając fakt, że nikogo nie dziwi, że oni są antropomorficznymi zwierzętami w świecie ludzi, ale ich za to dziwi żywa kukiełka, są chyba najfajniejszymi postaciami w filmie. Narysowano ich bardzo kreskówkowo, oddając samym wyglądem cwaniactwo i podstępność Lisa, a Kota uczyniono jego nierozgarniętym kompanem. Dostarczają sporo humoru, zaś Lis ma świetny polski głos oraz dialogi. Potem na moment pojawia się cygański marionetkarz Stromboli, który jest po prostu chciwym draniem. Woźnica z Wyspy Radości, jest ciekawszy, bo jego działalność otacza pewna tajemnica.  Wielkiego wieloryba można uznać za ostatni czarny charakter, bo cóż, w finale wściekle atakuje bohaterów i chce ich zjeść.

Wygląd

To wciąż ta sama, niesamowicie ładna i szczegółowa robota rysunkowa. Diabelnie kolorowe oraz pełne detali tła, wzbogacone imponującą, jak na ręcznie rysowaną, animacją postaci i wszystkich przedmiotów. Tym razem mamy większą różnorodność widoków niż w Śnieżce. Jest pełna zabawek pracownia Geppetta, miasteczko, trochę plenerów, lunapark na Wyspie Radości, czy wreszcie imponująco wykonana część podwodna. Oddanie ruchu w cieczy jest oczywiście wielce kreskówkowe, ale wygląda to wszystko tak, że od razu czuć, że bohaterowie trafili od wodę. Miejscówki (poza tą podwodną) nie mają takiego uroku jak widoki w Śnieżce, ale wyglądają naprawdę świetnie. Swoją drogą, książka jest włoska, a miasteczko i ludzie wyglądają na XIX-wiecznych Bawarczyków. Pinokio ma nawet tyrolski kapelutek! Takie tam moje spostrzeżenie.

Co do designu samych postaci, tym razem niemal wszyscy są narysowani w stylu kreskówkowym, a Pinokio otrzymał nawet białe rękawiczki typowe dla bohaterów kreskówek Disneya. Dzięki temu świat wygląda spójniej oraz bardziej przyjazny dzieciom. Wyjątkiem jest Błękitna Wróżka, którą wykonano w realistyczniejszym stylu podobnym do Śnieżki z poprzedniego filmu. Tutaj dobrze to oddaje „nadprzyrodzoność” i wyjątkowość tej postaci.

Animacja oczywiście wygląda również świetnie i mam wrażenie, że mimo wyglądu postaci, jest tutaj mniej kreskówkowego slap-sticku niż w Śnieżce. W zasadzie to chyba tylko Lis i Kot mają „plastyczniejsze” ciała. Imponuje ilość ruchomych obiektów jakie jednocześnie widać na ekranie np. w pracowni Geppetta. Te wszystkie kreatywnie narysowane zegary o ruchomych wahadłach i „kukułkach”. Graficznie jest w sumie lepiej niż w Śnieżce.

Muzyka

Myślę, że Pinokio dużo bardziej operuje obrazem i dialogiem niż dźwiękiem. Ścieżka muzyczna jest oczywiście dobra, oddaje nastrój poszczególnych scen, ale nie słyszałem jej tak jak w Śnieżce. Rzekłbym, mniej „rzucała się w ucho”. Innym odgłosom nie można nic zarzucić, bo wszystko brzmi tak jak powinno i nic nie psuje iluzji nieodpowiednim brzmieniem.

Piosenki ponownie komponują się w przebieg fabuły, ale nie ma ich tutaj zbyt wiele w zasadzie, albo po prostu ich nie zapamiętałem. Jest niezbyt porywająca piosenka o spełnianiu marzeń w otwarciu, Pinokio też coś tam śpiewa. Najlepsza jest chyba piosenka Świerszcza o gwizdaniu, ale Lis też ma równie fajny numer pasujący do jego charakteru oraz podstępu. Niemniej nie mają w sobie tego co piosenka krasnoludków.

Dubbing

Polski dubbing to już oczywiście dzieło powojenne. Film trafił do nas w 1949 roku i… widać olbrzymi krok naprzód w stosunku do przedwojennego dubbingu Śnieżki. Głosy w większości są dobrze wybrane i odegrane, a przede wszystkim wszystko się rozumie. Ma się wrażenie, że mieli dobry sprzęt nagraniowy oraz odpowiednią salę. Pan Zbigniew Koczanowicz jako Lis jest moim zdaniem najlepszy. Najgorzej wypadają chyba Geppetto, głos Stanisława Milskiego brzmi jakoś dziwnie oraz Stromboli, jego głos zdaje się nie do końca pasować do postaci otyłego, chciwego Cygana. Niemniej oceniam dubbing na wielki plus. Tutaj bez problemu można wszystko zrozumieć.

Morał i słowo na koniec

Powtórzę ponownie, nie jestem fanem disneyowskiego Pinokia i ten seans tego nie zmienił. W pewnym momencie zacząłem odczuwać znużenie obrazem, chociaż nie jakieś przytłaczające. Niemniej mimo ogromu zmian względem książki, to naprawdę dobry film animowany, a ugrzecznienie oczywiście pozwala puścić Pinokia nawet mniejszym dzieciom. Wygląda świetnie, brzmi dobrze, polski dubbing bawi. Powiedziałbym, że ma tak u mnie punkcik mniej niż Śnieżka, która była świetnym początkiem świata pełnometrażowych animacji Disneya. Tutaj mi czegoś brakuje.

Nie kłam, bo kłamstwo zawsze się wyda. Nie bądź naiwny i nie zapominaj o ostrożności wobec obcych, bo mogą nie mieć dobrych intencji wobec siebie. Słuchaj sumienia oraz opiekunów, bo chcą dla ciebie dobrze. Nie pozwalaj sobie na wszystko, bo leniwi, niegrzeczni chłopcy są warci tyle co osły. Pinokio ma sporo przesłań dla dzieci, chociaż nie zawsze moim zdaniem dobrze przekazanych. Film w zasadzie nie oddaje odpowiednio przemiany bohatera. Jakoś mi tu brakuje sceny, w której Pinokio usiadłby i sam by wszystko przemyślał bez pomocy Świerszcza, zrozumiał co zrobił niedobrego. W dodatku nagrody nie dostaje za stanie się lepszym chłopcem, a za akt pomysłowości i bohaterstwa. Cóż, moim zdaniem coś tu nie „pykło” do końca z morałem.

Następna w kolejce będzie Fantazja.

Dodaj komentarz